Dishwasher wine
Ekspert od win
16.01.2012

Dishwasher wine

Autor posta Tomasz Kolecki
Tomasz Kolecki

0/10

Do „romansu” z klawiaturą tym razem sprowokowała mnie szara rzeczywistość, która dopada lubieżnika win. I choć znamy ją od dawna, to wciąż zdarza się dać jej złapać w objęcia. „Człowiek na błędach się uczy” –mówi stare porzekadło.

Sporo w tym prawdy, jednak czasami rozum i czujność dają się uśpić wyjątkowym okolicznościom przyrody, towarzyszącym pałaszowaniu wina w świetnym towarzystwie. Nie inaczej historia się miała przy ostatniej wizycie w jednej z ulubionych winiarni, w towarzystwie tej, która lata temu porwała moje serce. I to bardziej niż wino i wszystko inne z nim związane razem wzięte.  

Zasiedliśmy zatem wygodnie przy kontuarze i zamówiliśmy szczodrego Zinfandela, który miał nas rozgrzać po spacerze w mroźny wieczór. Pachniał mocno, bogato - tak, jak mieliśmy go w pamięci. Jednak w smaku zaskoczył nas swoim nadmiernym gorącem, smakiem ciut zbyt palącym. Przepełnieni dobrym humorem, nie chcąc mącić wieczoru samym sobie i załodze, zawyrokowaliśmy, iż to nasze zmarznięte organizmy tak dziwnie zareagowały, a wino jest „trez bon”. Jak się później okazało, niechcący mieliśmy stuprocentową rację… Wybór kolejnego kieliszka padł jednak na wino całkiem odmienne, bliskie naszym wspomnieniom, subtelniejsze, choć wciąż pełne mocy – Nebbiolo d’Alba. Mojej towarzyszce przypadł ostatni kieliszek z wcześniej otwartej butelki, mi zaś pierwszy z nowej. Czemu nie odwrotnie? Prosta sprawa – wino z tej pustej już flaszki pachniało prawie tak, jak chcieliśmy, jak je pamiętaliśmy. Wino z nowej flaszki prezentowało się nieco „koślawie”, zamknięte i ostre. Tak więc ochoczo ruszyłem do mieszania, mieszania, mieszania…  Po 15 minutach mieszania i zerowym niemalże efekcie, pierwszym łyku, wszelkie teorie legły w gruzach, a sprawa wyjaśniła się sama. Poprosiliśmy o pusty kieliszek, powąchaliśmy go, a gruzy urosły jeszcze bardziej. Poprosiliśmy o następny pusty, tym razem z drugiego końca szeregu. I oto staliśmy na zgliszczach wielkości zbombardowanego miasta. Pierwszy pachniał tak mocno ostrym, piekącym i dusznym jednocześnie zapachem detergentu, że prawie zatykał nozdrza. Drugi za to był prawie bezwonny – czyli taki, jak powinien! A wino? Tak jak pierwsze – „trez, trez bon” .

I tak oto, powodowani chęcią nie komplikowania życia obsłudze i (wstyd się przyznać, ale…) ominięcia komentarzy o zadzieraniu nosa etc, zafundowaliśmy sobie „wino zmywarkowe”. Całe wydarzenie absolutnie nie pozbawiło nas jednak dobrego humoru, a nawet wprawiło w jeszcze lepszy! To już jednak nie była zasługa wina i kieliszków…

Pamiętajcie jednak, że wiele razy kupujemy czy zamawiamy wino po to, by było „koniem pociągowym” spotkania, czy wieczoru w domu,  a nie tylko jego tłem. A wtedy smak detergentów zepsuje całą zabawę, nie mówiąc o możliwościach poznania wina takim, jakim w rzeczywistości jest. Wąchajcie zatem puste kieliszki. Mogą pachnieć środkami użytymi do umycia ich, ale nie raz spotkacie także zapach półki, czy kredensu, w którym stały. W restauracjach czy winiarniach,  poproście wtedy o opłukanie ich winem lub wymianę na nowe, albo zróbcie to sami. W domach zaś myjcie kieliszki i karafki minimalną ilością detergentu i długo opłukujcie ciepłą wodą. Dobrym pomysłem jest zakup szczoteczki do mycia buteleczek dla niemowląt  - świetnie sprawdzą się w pucowaniu karafek i długich kieliszków. Ustawiajcie mokre szkło do góry nóżką, a suche - do góry czaszą, w miejscach o neutralnym zapachu. A wtedy… Wtedy wywąchacie i napijecie się tylko tego, co zaplanowaliście.  


Powiązane artykuły