Tam, gdzie wino poniesie...
Ekspert od win
23.06.2014

Tam, gdzie wino poniesie...

Autor posta Tomasz Kolecki
Tomasz Kolecki

0/10

Coraz niższe koszty podróżowania, łatwość dotarcia do każdego niemal miejsca na mapie, otwarte granice i drzemiąca w ludziach chęcią poznawania nowego, dały mieszankę wybuchową, której efektów długo nie trzeba było oczekiwać.

Obserwujemy dynamiczny rozwój turystyki, a przede wszystkim wyspecjalizowanie ofert do dedykowanych grup odbiorców. Jedną z  najdynamiczniej rozwijających się gałęzi tej branży jest enoturystyka, czyli podróżowanie i zwiedzanie miejsc związanych z winem i jego kulturą. Niebagatelny udział mają nie tylko biura podróży i agencje eventowe parające się  tego rodzaju rozrywką, lecz także co raz bogatsza i ciekawsza zachęta ze strony krajów i regionów winiarskich – od oficjalnych krajowych i lokalnych instytucji winiarskich, do samych winiarzy, lub ich zrzeszeń..

W wielu krajach, np. Polsce, Czechach, Austrii, Niemczech, Francji, Włoszech, czy Hiszpanii, bez wysiłku można odnaleźć świetnie zorganizowane „winne drogi”, które można zwiedzać na różne sposoby -  pieszo, rowerem, samochodem, także statkiem, zmierzając od jednej winnicy do drugiej,

Właśnie zakończyło się kolejne święto wina w Sandomierzu, w czasie którego swoje wina prezentowali nie tylko winiarze Podkarpacia, lecz także z innych części kraju. I trzeba przyznać, że regiony co raz częściej znakomicie są przygotowane na przyjmowanie lubieżników wina, oferując mnóstwo atrakcji na przygotowanych regularnych ścieżkach, i równie wiele miejsc w agroturystykach, pensjonatach i hotelach zlokalizowanych zarówno w miejscach ogólnodostępnych, jak i…  w samych winiarniach. To trzeba przeżyć! Ten zapach świeżego moszczu, fermentującego wina unoszący się wokół od poranka do wieczora…. Niepowtarzalne… A w innych porach roku swobodnie można podglądać, ba! Uczestniczyć, w różnych etapach wzrostu winorośli i tworzenia wina.

A dosłownie za chwilkę, na koniec sierpnia mamy Święto Wina w Jaśle, a zaraz po nim na swoje coroczne Dionizja zaprasza Zielona Góra i winiarze zachodniej części Polski. I już jest dwa powody, żeby sprawdzić, co powyższe!

Jedziemy za granicę? Dobry pomysł. Koniec września to czas by rozpocząć jedno z najlepiej zorganizowanych, najbardziej kolorowych, hucznych, oraz prawdopodobnie najliczniejszej odwiedzane z corocznych wydarzeń, które każdy winomaniak obowiązkowo powinien choć raz w życiu odczuć na własnej skórze. Inna sprawa, że raczej regułą jest, że  po pierwszej wizycie, myśli się od razu o powrocie…. O czym mowa? O festiwalach wina i białych trufli, które co roku dzieją się aż do pierwszej dekady listopada. Gdzie? W północno-zachodnich Włoszech, w Piemoncie, w miasteczku Alba i ościennych gminach Laghe i Roero, z miasteczkami należącymi do komuny Barolo na szpicy. Ależ to jest za wydarzenie! Ile tam się dzieje!

Na zwolenników nieco mniej romantycznych i sennych krajobrazów, za to niezwykle widowiskowych i zatykających dech w piersiach, imponujących widoków i wrażeń pełną gamę przeżyć pierwszej wody… eee… wina, gwarantuje Toskania. Florencja, Pistoia, Pisa, Montalcino, Chianti, Vin Santo – pięknych nazw nie zabrakłoby do recytowania jeszcze dłuższy akapit.

Italia za daleko? A może coś po drodze? Proszę bardzo. Spróbujcie zatem Dolnej Austrii. Tutejsze „weinstrasse”  od lat zapełnione są miłośnikami ambrozji. Od skalistego, uroczego Wachau, przez Krems i Kamptal, aż do prawie że, a właściwie włącznie z Wiedniem, którego uroków kulinarnych i architektonicznych bronić i chwalić nie trzeba . Piękne widoki, wina – bajeczne, a przygoda – prima sort!

I już prawie wracamy do kraju, ale grzechem byłoby nie wstąpić po drodze do Mikulova i okolic. Morawy… Sama nazwa przywołuje z miejsca dobre wrażenia, a co dopiero pejzaże winnic, nie mówiąc o winach i winiarzach, którzy bezpardonowo, acz permanentnie zasłużenie, wdarli się do absolutnej czołówki tej części Europy. Zresztą – patrząc na rozwój całego kraju i korzenie i tradycję tutejszego winiarstwa, w sumie to żadna sensacja, a raczej naturalny rozwój spraw.

To wszystko powyżej to tylko krótka i niepełna mapa mojej ulubionej corocznej trasy podróży z winem w tle. Szczególnie o tej porze roku. Zazwyczaj obejmuje jeszcze Węgry, czasem Niemcy. Co rano pobudka, szybka podróż do mety kolejnego etapu, a od południa do wieczora – chłonięcie. Widoków winnic pełnych ludzi i napęczniałych winogron. Zapachów wina, moszczu i lokalnych rarytasów. Nowych znajomości, ciekawych historii, życiorysów i legend.

Swoją trasę możecie wyznaczyć sami. I nie macie praktycznie innych ograniczeń, oprócz czasu i budżetu. Od Portugali po Gruzję, od Antypodów po Ameryki – wszędzie czekają Was przygody, których tła winiarze skrzętnie dopieszczają do perfekcji. A koszty? Może być jak pod gruszą, może być jak w Dubaju… Wybór należy do Was.


Powiązane artykuły